Po 4 dobach i 45 minutach (z pitstopem w Falsterbo) jesteśmy w Skagen.
W zasadzie nie czytaliśmy nic o tym miejscu poza locją. No i wiedzieliśmy, że marina jest dość duża, ale nie spodziewaliśmy się cruisera w główkach!
Marina, po duńsku, pełna jest po brzegi. Jachty stoją w tratwach po 5. Wywieszony odbijacz na burcie jest jasnym sygnałem – stawaj do mnie śmiało. My tradycyjnie mamy szczęście i znajdujemy miejsce, idealne na nasz jacht, z bezpośrednim zejściem na brzeg. No i sąsiad Norweg wita nas z uśmiechem. Pod jego prawym salingiem powiewa tęcza, tak jak pod naszym lewym.
Po szybkim ogarnięciu się ruszamy na spacer.
Skagen to miasteczko zdecydowanie większe od Helu. Jego uliczki wciągają w niekończące się spacery. Widok małych żółtych domków, czerwonych dachów, białych płotków cieszy oczy na każdym kroku.
Śmiało ruszamy w stronę Grenen. Cypla na końcu Jutlandii, gdzie spotykaja sie dwa morza – Północne i Bałtyckie. Przed nami 5,5km w jedną stronę. Ze względu na późną porę nie jeździ już autobus. Choć jest cień nadziei, że załapiemy się na podwózkę traktorem na ostatnie 1300 metrów.
Po drodze mijamy replikę pierwszej latarni w Skagen. Wygląda trochę jak katapulta. W jej koszu podnoszono ogień, by ostrzegała żeglarzy.
Szczęście nas nie opuszcza i załapujemy sie na ostatni kurs traktorem na cypel. Miło, że nie musimy iść przez piach. Jak prawdziwi turyści robimy sobie pamiątkowe zdjęcia na końcu cypla, przez chwilę patrzymy na zderzające się fale. Ciekawostką jest, że w tym miejscu obowiązuje absolutny zakaz wchodzenia do wody – wszystko przez wyjątkowo niebezpieczne morskie prądy. Gadamy też z panem od traktora. W sezonie jeździ ich czwórka. Od 9:00 rano do 18:00 lub 19:00. Zaczynają wozić turystów tydzień przed Wielkanocą, a kończą z końcem października. Przez cały sezon ponad 4000 kursów. Mówi też, że mamy dziś szczeście, bo wiele przejazdów było zarezerwowanych na wyłączność dla cruisera.
Wracając zwiedzamy jeszcze latarnię morską Skagen Fyr, zwaną również Det Grå Fyr (Szara Latarnia Morska). Do roku 1952 była najwyższą duńską latarnią. Potem o 1 metr przerosła ją
Dueodde na Bornholmie. Mimo tego pokonujemy 210 stopni by dostać się na jej szczyt i popatrzeć na Grenen i Skagen z wysoka.
Męska część załogi decyduje się również na zwiedzanie bunkrów. To umocnienia zbudowane przez Niemców podczas II Wojny Światowej, które broniły aliantom wejścia na Bałtyk. Przez Duńczyków nigdy nie byly używane.
Nachodzi nas taka myśl, że Skagen to taki nasz Hel. Tylko wszystko jest większe. Marina, miasteczko, latarnia, bunkry i plaża na cyplu 🙂
P.S. Jest też interesujący pomnik. “Koglen” stoi na starym cokole wiatraka i jest symbolem miasta. Nie wiem jak Wam, ale dla nas rzeźba Gerdy Thune Andersen przypimina gigantyczną szyszkę. A to znak, że kiedyś tu wrócimy!
P.S2. Iwona Ewa czy bylo wystarczająco długo?

















