Ostatnie godziny przed rejsem zawsze są zabiegane. Choćby nie wiem co, zostają jakieś sprawy do załatwienia na ostatnią chwilę. Spakowanie resztek gratów i przydasi. Ogarnięcie tematów, które wyskoczyły w najmniej oczekiwanym momencie.
*No właśnie – nowa gumka do moskitiery!
Usiłuję ogarnąć to wszystko swoim umysłem. Nie przegapić niczego istotnego.
*Żel pod prysznic 2szt.
W pakowaniu na 2 miesiące mam zerowe doświadczenie. Myślałam, że przyda się nasza lista zakupowa standardowa na 3 tygodnie. Ale gdybyśmy przemnożyli wszystko razy 3, to SeaBerry zostałaby łodzią podwodną.
*Pasta do zębów.
Niezmienna natomiast pozostała lista ciuchów. No bo oczywiste jest, że każdy z nas ma skończoną ilość gaci i skarpet, i że 63 kompletów nikt nie posiada w swojej szufladzie.Więc będzie po drodze pranie. I to nie raz.
*Kabel usb B krótki spod telewizora.
Na razie siadam na chwilę. Biorę głęboki oddech. Za chwilę muszę jechać odebrać Jaśkę z obozu. Niby tylko 70km w jedną stronę. Ale sprawdzam trasę, bo lepiej, żeby dziś już nic się nie wysypało.
*Worki strunowe koniecznie.
Po 3h za kółkiem jestem w domu. Jasia pakuje rzeczy czyste do torby i brudne po obozie do siatki. W pierwszym możliwym porcie mam już pranie do zrobienia.
*Masło orzechowe 2 słoiki.
Liliana wpada do domu o 14:52 i komunikuje, że drucik od aparatu się zkiepścił. Wszyscy ortodonci w okolicy czynni do 15:00. Delikatnie rzecz ujmując, każą nam spadać na drzewo. No cóż. Po rozważeniu opcji ortodonta w Kołobrzegu i ortodonta w Malmö- stawiamy na tego drugiego.
*Obcinaczki do paznokci.
W klubie żegna nas Halinka z Adasiem. W prezencie dostajemy tajemniczą skrzyneczkę. Zaklejoną. Zżera nas ciekawość, ale zgodnie z wytycznymi obiecujemy otworzyć dopiero w Norwegii.
*Chlebek i bułeczki.
16:45. Oddajemy cumy. Płyniemy!


