Z Stora Karlsö wypływamy rano

Z Stora Karlsö wypływamy rano z zamiarem zatrzymania się gdzieś na południu Gotlandii na noc. O północy ma przyjść dość silny wiatr z NE, który ma nas przywiać do domu. Ponieważ mamy do wyboru Burgsvik na zachodzie oraz Vanburg na wschodzie, wybór wydaje się oczywisty. Po dotarciu – zakupy – wiadomo, trzeba kupić chlebek. Potem grill i kąpanie w morzu oraz pływanie na SUPie.
Wieczorem, kilka godzin wcześniej niż zapowiadały prognozy, przychodzi szkwał. Na szczycie frontu wieje około 30kt. W porcie robi się masakra – prawie 50cm fali. Po kilku minutach zrywa się taśma od bojki i lądujemy burtą na oponach przy keji. Opanowujemy sytuację i dajmy sobie kilka minut na pomyślenie co dalej. Prognoza nie pozostawia złudzeń – takie warunki będą tu całą noc. Decydujemy się na odejście. Na początku próbujemy odstawić dziób, ale na to nie ma szans. Z bólem serca przesuwamy się o kilkanaście metrów do przodu po oponach (z tyłu mało miejsca) i udaje się nam odkleić na wstecznym. Z portu wychodzimy rufą, bo nie ma sie jak obrócić. Po drodze, rzucam się na boję niczym chytra baba z Radomia, a Lilka cudem odpinana zerwany chwytak.
Podsumowanie:
20:30 opuszczamy Burgsvik – kierunek Hel. Długo nas tu nie zobaczą…. oj długo…
P.S. Zdjęcie na pocieszenie. Zatoczka z kąpieliskiem była zajebista!
img 1