Od rana biegam i ogarniam. Ostatnie zakupy, pakowanie i manicure. W bojowych warunkach z mężem i trójką dzieci trzeba zachować choć odrobinę kobiecości.
Między trzecią a czwartą torbą, na 45 minut do wyjścia przychodzi syn. “Możesz mi obciąć włosy?” Petarda. Jadę równo z maszynki, stylówa na młodego rekruta.
Wrzucamy graty na jacht. Pakujemy lodówkę, warzywka bujają się w hamaczku nad stołem. Mąż dolewa wody do zbiorników. Dba o dobre nawilżenie w koi i dolewa też wody prosto na materac. Spoko. Tym razem mam kalosze.
Kasza gryczana też jest.
Przed nami błękit.
Płyniemy!

