Z lekkim niedosytem opuszczamy Tallinn.

Z lekkim niedosytem opuszczamy Tallinn. Podziemia będziemy musieli zobaczyć następnym razem. Wypływamy wcześnie rano o 0630. Prognoza mówi, że wiać będzie słabo i do tego w twarz, a przed nami 60 mil.
Tymczasem wieje zacnie, płyniemy 6 wezłów i szczerze mówiąc, mamy nadzieję, że warunki się utrzymają. W 2/3 drogi wiatr niestety słabnie i odkręca. Dzieciaki łapią głupawkę i szaleją pod pokładem. 20 mil do Hanko wiatr siada zupełnie i decydujemy się odpalić silnik. Może to dobrze, w tych warunkach łatwiej ugotować obiad. Nic nie wyskakuje z garnka i nie lata po kambuzie.
Wiatr wraca po 2 godzinach na silniku. Znaczy łaskawy Neptun miał swój plan.
Na pokładzie ląduje nam strudzony wędrowiec. Zapisujemy to wydarzenie w dzienniku. Udaje nam się go nieźle obfotografować przez szparkę w luku.
Po półtorej godziny, gdy jesteśmy już całkiem blisko lądu, odlatuje. Śledzę go wzrokiem, aż nie zniknie w oddali.
Dopływamy do Hanko na tyle wcześnie, że starcza nam jeszcze czasu na mały spacer. Jesteśmy zauroczeni mariną wśród skał. Mały prom przewozi nas na stały ląd. Wchodzimy na najwyższe wzniesienie, gdzie stoi wieża ciśnień. Oglądamy stare drewniane wille z czasów gdy wypoczywała tu rosyjska arystokracja.
Moje serce podbijają ogrodowe latarnie morskie. Chciałabym taką na swój balkon… Ceny niestety mają zabójcze. Może kiedyś mąż mi zrobi…
Wracamy do mariny, łazimy jeszcze po skałach, dopóki komary nie wygonią nas na jacht. Przed nami tydzień niewielkich odległości, maleńkich marin i pełnego relaksu.
P. S. Dziś LOG powiedział, że przepłynęliśmy już 501 mil! I chyba nawet Tymek trochę się wciągnął, bo chce pomagać przy cumowaniu 💙
img 1

img 2

img 3

img 4

img 5

img 6

img 7

img 8

img 9

img 10

img 11

img 12