Dziś w Hanko zlot motocykli i koncert. Zapowiadało się nieźle, ale mąż rozporządził, że płyniemy dalej. Korzystając ze stacji w marine wlaliśmy 80l. Taniocha 1.539€ za litr. Przelot w planach niewielki. Jakieś 15 mil. Tyle, że jak slalom gigant między kardynałkami. Czasem trzeba się chwilę zastanowić, jak je ominąć, co by nie zrobić żadnego kuku jachtowi. Plątanina przejść między wysepkami wciąga nas z całą siłą. Decydujemy się na małe zwiedzanie. Najlepiej cały urok miejsca oddaje stwierdzenie Tymka: “Mamo, jakie tu są piękne bezludzia”. No bo tak trochę jak Mazury, tylko zamiast ludzi są skały.
Na razie mamy lęk żeby stanąć ot tak, gdzieś po prostu. Że kamiennie i skały na dnie, że teren prywatny. Pewnie za jakiś czas nabierzemy odwagi. Na razie wybieramy do stanięcia miejsce o naswie Strömmen, którego wcale nie idzie znaleźć. Dzięki lokalsom, którzy podpływają do nas w skorupkach na wiosłach, dostajemy namiary na mikro-marinę na wyspie Hitis. Starszy pan się wzrusza na widok naszej bandery. W młodości był marynarzem i ciągle pływał do Gdańska i Gdyni. Płyniemy kawałek żeby odnaleźć wskazane miejsce. Są igreki nawet. Pamiętacie dowcip o hula-hop, że jest dramat jak pasuje? Dramat też jest jak igreki pasują na jacht co do centymetra tak, że odbijacz już nie wchodzi… 🙂 Stajemy u szczytu pomostu. Bosmana nie ma. Jest telefon, na który trzeba zadzwonić i tabliczka z numerem konta, na który należy nadać przelew. Koniec formalności.
Dzieciaki się kąpią. Mówią, że dziwne wrażenie, bo niby jak na jeziorze, a woda słona.
Jutro schowamy się w tej krainie jeszcze bardziej 💚







