Strasznie trudno nam opuścić Björkö.

Strasznie trudno nam opuścić Björkö. Oddajemy cumy dopiero 1345 po kąpieli w jeziorze, skakaniu ze skał i wygrzewaniu się w słońcu. Płyniemy niedaleko. Tylko 7 mil.
Jurmo. Nigdy nie płyńcie na Jurmo przy zachodnim wietrze. Marina płytka. Usiana bojkami. A dziś w niej panuje nadzwyczajny tłok. Wieje tak mocno, że wszelkie nasze próby zacumowania kończą się porażką. W dodatku spycha nas na boję i zaczepiamy ją płetwą sterową. Pełna katastrofa. Finowie pomagają nam z brzegu. Podpowiadają jak manewrować. Wskazują miejsce gdzie możemy stanąć longiem w ramach wyjątkowego wyjątku. Odbierają cumy. Pocieszają, że jesteśmy 4 jachtem dziś, który miał takie problemy. Odwdzięczamy się polskim piwem. Dziękujemy im serdecznie. Do mariny wchodzi kolejny jacht, więc biegną pomóc i jemu.
Sama wyspa jest oczywiście urocza. Z niezmierzonymi połaciami wrzosowisk i niewielką ilością drzew. Choć w związku ze stresem przy cumowaniu nie zostanie w moim “top ten” rankingu wspomnień.
Spacer nie zajmuje nam wiele czasu. Więcej czasu niż chodzenie zajmuje nam wyjadanie dzikich malin. Dochodzimy do wiatraka i małego kościółka, który oczywiście omijamy szerokim łukiem 😉
Wracając dzieciaki kupują lody. Tymek wyrusza szukać pryszniców. Strasznie nie chce iść sam, więc pyta sióstr, czy wybiorą się z nim na przygodę życia.
Wieczorem planujemy ciąg dalszy wyprawy. Wychodzi na to, że jutro zrobimy aż 30 mil 🙂
img 1

img 2

img 3

img 4

img 5

img 6

img 7