Rano opuszczamy Jurmo. Plan jest taki, żeby wpłynąć w geograficzne granice Wysp Alandzkich. Między wyspami pusto. Przez kilka godzin płynięcia mija nas zaledwie 1 jacht. Po drodze przez lornetkę oglądamy wylegujące się na skale foki. Dopływamy do Husö. Niestety marina nie jest czynna. Ostatnie ślady bytności ludzi na wyspie są z 2019 roku. Pomost oznaczony jest jako prywatny, ale decydujemy się stanąć na chwilę i ugotować obiad. Siadamy i wybieramy wspólnie kolejne miejsce. Przed wieczorem na pewno dopłyniemy 🙂
Ruszamy dalej. Jesteśmy bardzo zdziwieni, gdy chwilę później zza wysepki wyłania się wielki prom. Zwalniamy dając mu miejsce, na bezpieczne minięcie. Czy ktoś z Was wie czemu on ma taki wysoki komin, i czemu on się kręci?? Ciekawość mnie zżera, a internet nie pozwala na swobodne szukanie odpowiedzi.
Remmarhamn jest równie puste, ale wita nas gościnnie. Na maszcie powiewa flaga Wysp Alandzkich. Niby to część Finlandii, ale widać jak mocno podkreślają swoją autonomię. Dobrze, że pod prawym salingiem mamy już odpowiednią banderkę. Oprócz nas w marinie jest jeszcze 1 motorówka. Dzieciaki zaliczają obowiązkowe lody. Idziemy na kąpielisko.
Dziś przekroczyliśmy 60°N. Tu już w powietrzu czuć jesień. Wieczór ciągnie chłodem, brzozy mają dużo żółtych liści, kwitną wrzosy. Humory jednak nam dopisują i robimy sobie fotkę pod znakiem “Uwaga – Łosie”. Na jacht wracamy akurat na zachód słońca. Jest pięknie.












