Vlieland to kolejna wyspa fryzyjska, którą odwiedzamy. Wejście do mariny nie należy do najprostszych. Jest bardzo wąskie, z silnymi prądami. Jest szczególnie niebezpieczne przy odpływie, gdyż tuż przed główkami lubi tworzyć się wir. Wszystkie te sytuacje są szczegółowo opisane na stronie mariny i wzbogacone rysunkami podejść w zależności od warunków. Podczas podejścia obowiązuje zakaz przebywania w dziobowej części jednostki.Mimo tego marina jest zapchana po korek. Na jej główkach w zależności od pory dnia powiewają dwie czerwone flagi lub świecą dwa czerwone światła, które oznaczają zakaz wejścia. Po kontakcie z bosmanem wiemy, że miejsce się znajdzie tylko potrzeba czasu. Grzecznie czekamy na kotwicy. Takich jak my gromadzi się coraz więcej. Niektórzy próbują podejścia do mariny, ale szybko są przeganiani przez obsługę na ribach. Jest w końcu kolejka! Gdy zaczyna się przypływ ruch w marinie zaczyna się zwiększać. Nie tylko w główkach, ale również na jednej z nich. Jest tam ławeczka pełna ludzi – regularna “loża szyderców” oczekująca, aż ktoś niesiony prądem przytrze o drewniane pale… Wychodzi 10, 20 50 jednostek. Jachty, żaglowce, motorówki. Przestajemy liczyć. Podpływa do nas rib, odpytuje o wymiary jachtu, pyta na ile nocy, przekazuje dane przez radio i pozwala na wpłynięcie. Na wejściu rzeczywiście łatwo nie jest, prąd niesie w lewo, dziób kierujemy mocno w stronę prawej główki. Nagle prąd ustaje i trzeba szybko odbić w lewo, żeby z główką się nie spotkać. O nic nie przycieramy, na twarzach gapiów widać rozczarowanie… W środku mariny drugi pracownik na ribie precyzyjnie wskazuje nam miejsce do cumowania.***Tuż za główkami dostrzegamy charakterystyczny, czerwony jacht Laura Dekker World Sailing Foundation “Guppy”. Oczywiście książka “Marzenie pewnej dziewczyny” leży w domu (polecam każdemu do przeczytania). Ale dziewczyny idą po autograf z dziennikiem pokładowym i wracają z wielkimi uśmiechami. ***Na wyspie były kiedyś dwie osady Oost-Vlieland i West-Vlieland. W wyniku erozji i zmiany prądów morskich zachodnia osada została zabrana przez morze w latach 1630-1736.Oost-Vlieland zostało oficjalnie przemianowane na Vlieland, ale wszyscy zwyczajowo używają starej nazwy, by odróżnić miejscowość od reszty wyspy.Oprócz jachtu na wyspę można dotrzeć również promem, ale bez własnych spalinowych środków lokomocji (samochody, motocykle, skutery). Można zabrać auto elektryczne albo rowery.Od 1971 roku wieś Oost-Vlieland jest chroniona ze względu na swój zabytkowy charakter.Na wyspie trzeba wspiąć się na latarnię morską. Latarnia jest nieduża, ale znajduje się na najwyższej naturalnej wydmie Holandii, Vuurboets. Z tej wydmy roztacza się wspaniały widok na „Bokkendal”, obszar wydmowy zamieszkany przez kozy. Do początku ubiegłego wieku mieszkańcy Vlielandu hodowali kozy dla mleka. Gdy prognozowano złą pogodę, kozy zaganiano do tej osłoniętej doliny. Bokkendal jest obecnie centrum produkcji wody, ale oczywiście nadal żyją tam kozy. Niestety podczas naszego pobytu pod latarnią, żadna koza nie znajduje się w zasięgu naszego wzroku. Znajdujemy za to kozi pomnik w miasteczku.















