Stavanger

Dziś skończyła nam się ploterowa rzeczywistość. Na krańcu mapy Ziemia nie urywała się nagle, nie było również widać żółwi, na których ponoć spoczywa… Nie pozostało nic innego, jak przestawić się na inne pomoce nawigacyjne. Pod szprycbudą wylądował laptop z mapami i telefon.

Stavanger część pierwsza, czyli rzecz o muzeach.
Zwiedzanie muzeów w Stavanger warto zacząć od ustalenia listy tych, które chcemy odwiedzić.
Na jednym bilecie za 150 koron (dzieci do lat 18, oraz młodzież ucząca się powyżej tego wieku, mają wstęp za darmo – polskie legitymacje ucznia są honorowane) można odwiedzić aż 8 miejsc. Podstęp polega na tym, że muzea są czynne od 11:00 do… 16:00. Biorąc pod uwagę, że muzea nie są wielkie, i nawet nie są zbyt daleko od siebie ( poza Stavanger Art Museum), to i tak raczej nie uda się tego dokonać. My wybieramy 3 z nich.
Jako pierwsze odwiedzamy Stavanger Maritime Museum. Do muzeum dla zmyłki wchodzi się przez całkiem współczesny budynek. Natomiast wystawy muzeum mieszczą się w najlepiej zachowanych budynkach kupieckich Stavanger. W środku poznamy 500 lat historii morskiej, rzemiosła i handlu oraz ogólnego rozwoju miasta. Można również ulec magii drewnianych konstrukcji i trzeszczących starych podłóg. Oprócz interaktywych map pokazujacych rozwój miasta i portu, setek rycin i archiwalnych zdjęć, możemy obejrzeć wystawę dotyczącą wpływu człowieka na morski ekosystem. Jest też piętro dla dzieciaków. Można na nim prowadzić statek, rozładować z niego towary, a potem handlować nimi w sklepiku kolonialnym. Czy muszę dodawać, że świetnie się bawiliśmy? Ostatnie piętro to biuro i mieszkanie armatora statków. Powiem szczerze, że odnalazłabym się w gąszczu szufladek i tłumie pieczątek.
Iddis The Norwegian Printing Museum and The Norwegian Canning Museum to nasz drugi wybór. Można by powiedzieć, że druk i konserwy nie idą w parze… a jednak oba tematy udało się całkiem sprytnie połączyć. Wystawa zaczyna się od części drukarskiej. Dla mnie osobiście odkryciem były… kulki. Nie mialam pojecia, że pierwsze “marble” pochodziły od tatusiów-drukarzy 🙂 Przez historię druku, farb, płynnie przechodzimy do druku etykiet do puszek. W muzeum jest ich skatalogowanych 4164 sztuki! Możemy je sortować w interaktywnej wizualizacji po dacie, kraju, firmie, tematyce. Jestvl też gra w etykiety dla najmłodszych. Ciekawe, czy byście odnaleźli te, które pamiętacie z dzieciństwa.
Po etykietach, rodzajach puszek i kluczyków do konserw, przechodzimy do części przemysłowej wystawy. Jest ona pełna… gumowych szprotek. Udają one całkiem sprytnie prawdziwe okazy. Możemy zobaczyć, jak układano je w maszynie do nadziewania na drucik (przez łepki), jak wędzono, obcinano im głowy po wędzeniu, układano w puszkach, i jak puszki zamykano. Na piętrze muzeum możemy poznać życie pracowników przetwórni oraz historię największych zakładów przetwórstwa rybnego.
Co kilka dni odbywa się także pokaz wędzenia całkiem świeżych rybek. W sklepiku oprócz bryloczków z fantastycznych gumowych szprotek, można kupić szprotki w puszkach oraz czekoladki w kształcie szprotek – na sztuki oraz w puszkach oczywiście 😀
Stavanger Museum with The Norwegian Children’s Museum nie bardzo do nas przemawia. Ale może nie znamy się na norweskim spojrzeniu na świat. W budynku zderzają sie ze sobą wystawy o zaskakującej tematyce. Historia kultury, hostoria naturalna, prokreacja, wypchane zwierzęta i zabawki dla dzieci…
Przeskok od najstarszego odkrytego w Stavanger szkieletu, przez głaskanie wypchanych zwierzaków i gigantyczną plastikową macicę nie bardzo do mnie przemawia. Stawiamy na różnice kulturowe i nie oceniamy. Ale szkielet delfina był fantastyczny!
Na osobnym bilecie (180 NOK) zwiedzamy Norwegian Petroleum Museum. Architektura obiektów muzeum czyni z nich charakterystyczny punkt orientacyjny i zarazem symbol miasta.
Ekspozycja koncentruje się na aspekcie wydobycia i produkcji ropy naftowej na Morzu Północnym. Na obszarze muzeum ulokowano modele platform wiertniczych i urządzenia biorące udział w wydobyciu ropy naftowej, a także sprzęt i urządzenia ratownicze. Objaśnienie procesu produkcji ropy naftowej, wspomagane jest dodatkowo przy pomocy filmów.
P.S. Dziś rano tankowaliśmy. Diesel w Tananger był tańszy niż w Polsce. Wychodziło w przeliczeniu na PLN 5,70 za litr.
P.S2. Spotkaliśmy dziś delfiny. Dwa. Niestety płynęły w drugą stronę i nie chciały nam towarzyszyć. Zdjęć nie ma. Musimy czekać na kolejne spotkanie. 🐬🐬