Rano przeskakujemy do Gudhjem. To

Rano przeskakujemy do Gudhjem. To zdecydowanie mój ulubiony port na Bornholmie. Cumujemy, robimy śniadanko i ruszamy na spacer. Idziemy znanymi ścieżkami. Pierwszym obowiązkowym punktem jest Gudhjem Glasrøgeri. Starannie szukam kolejnej szklanej kulki do kolekcji. Zawsze wybieram niebieskie, bo są jak kawałek morza zaklęty w szkle.
Potem idziemy na górkę podziwiać widoki. Jest przyjemnie. Wiatr od morza niesie zapach soli. Dzieciaki łażą po górce i wkrótce zaprzyjaźniają się z owcą. Chodzi za nimi jak pies, staje pod jabłonkami i patrzy wymownie. Szybko odszyfrowują, że chodzi o zniżanie gałązek, żeby mogła obgryzać listki i małe jabłuszka. Gdy odchodzimy długo za nami beczy zrozpaczona…
Pocieszenie znajdujemy w ulubionej skalnej zatoczce. Pluskanie i obserwowanie fal przelewających się przez skały zajmuje nam sporo czasu.
Na jacht wracamy tylko na chwilę, żeby ogarnąć obiad. Po południu idziemy na kolejny spacer. I wtedy… wtedy w witrynie sklepu zauważam szklane żaglówki. Sklep zamknięty. No cóż. Nabędę za rok albo dwa…
Wieczorem w porcie poruszenie. Z basenu zewnętrznego przestawiają wszystkie jachty do środka. Na maszcie pojawia się czerwona kula i trzy czerwone światełka. Wrota basenu portowego się zamykają. Jakoś nam wcale nie smutno, że nie wypłyniemy rano. Jak utknąć na Bornholmie, to tylko w Gudhjem!
img 1

img 2

img 3

img 4

img 5

img 6

img 7

img 8

img 9

img 10

img 11

img 12