Dobra, dobra.
Ponieważ niektórzy się niecierpliwią i wydzwaniają, gdzie relacja, no to już piszę.
Dopłynęliśmy wczoraj. O 20:30 byliśmy na miejscu. 153 mile w 23 godziny i 45 minut. Z czego 130 mil na luzie, a 23 ostatnie to była rzeźba.
Ale od początku.
Początek, jak to początek był miły i przyjazny. Odnotowaliśmy nowy rekord prędkości. 8,1 węzła. (Bo 8,2 nie zdążyłam sfotografować).
Szysza na wieczorną wachtę nie narzekał. O 0200 zmieniliśmy się na pokładzie. Świt był dziwny. Z morza wyszło tylko pół krwiście czerwonego słońca. Granat nieba zamienił się w szarość i nastał dzień. Tak po prostu, bez zbędnego widowiska.
Wiatr powoli tężał w ciągu dnia, ale szybko zbliżaliśmy się do celu. Pierwsze 130 mil zrobiliśmy w mniej niż 24h.
Później wiatr odkręcił i trzeba było walczyć o każdy kabel do celu. Fale przelewały się wzdłuż całego pokładu. Wiało w pewnym momencie 38 węzłów.
Ale daliśmy radę. Kawałek po kawałku chowaliśmy się za wyspą. Na 8 milach do celu morze magicznie się wypłaszczyło, wiatr odpuścił i Bornholm wpuścił nas do Svaneke.
Wieczorem nie było już siły na nic poza kupieniem karmelków.
Rano podjęliśmy decyzję, że luz, trochę odpuszczamy i zostajemy jeszcze jedną noc. Mamy do naprawy UVałkę na foku, i kieszeń na listwę w grocie (Brawa dla Szyszy za złapanie listwy w locie do morza).
Więc dziś relaksujemy się ile się da i nabieramy sił przed skokiem do Gudhjem. To przecież aż 8 mil stąd 😀






