Rano wypływamy dość wcześnie. Zależy

Rano wypływamy dość wcześnie. Zależy nam, żeby do stolicy Alandów dopłynąć rano i mieć czas na zwiedzanie. Do Maarianhamina dopływamy od wschodniej strony. Pan obsługujący most zwodzony, jest tak miły, że wydłuża czas jego otwarcia widząc, że dopływamy. Inaczej musielibyśmy czekać na ponowne jego otwarcie około godziny.
Oprócz spaceru uliczkami miasta, wybieramy się na zwiedzanie Muzeum Morskiego. Åland Maritime Museum składa się z dwóch części: z wystawy w budynku i żaglowca Pommern. Obowiązuje jeden bilet.
Muzeum nie jest wielkie, ale ma fantastycznie przemyślaną wystawę i dużo atrakcji dla dzieciaków. Można wleźć do tratwy ratunkowej, postawić lub zwinąć żagle, albo bawić się w załadunek statku, tak aby był dobrze wyważony i nie zatonął. Dla najmniejszych jest do rozwiązania mały test (dostępny w jezyku szwedzkim, fińskim i angielskim). Aby zrobić to bezbłędnie trzeba znaleźć pięć norek szczurów pokładowych na wystawie. Muszę przyznać, że nawet my dorośli mieliśmy z tym niezłą frajdę.
Żaglowiec Pommern robi ogromne wrażenie. Był to statek handlowy. Woził głównie drewno, saletrę i zboże. Miał tylko 26 osób załogi.
Popołudnie spędzamy na uzupełnianiu jachtowych zapasów. Głównie słodyczy. To poważne wyzwanie, bo tylko ja lubię lukrecję, więc dzieciaki pilnują mnie mocno.
Wieczór spędzamy z przemiłą załogą S/Y Dione, którzy są naszymi sąsiadami w Górkach Zachodnich w klubie obok, ale spotykamy się daleko od domu. Po 2 tygodniach miło jest pogadać po polsku. Ponieważ degustacja trunków trochę się przeciągnęła, relacja jest późno 😀
img 1

img 2

img 3

img 4

img 5

img 6

img 7

img 8

img 9

img 10

img 11