Od rana pracowicie. Mąż idzie

Od rana pracowicie. Mąż idzie do ulubionej bakisty szukać wejścia do Narni, ja ogarniam wszelki bajzel. Przed 1000 mamy ostatecznie (mam nadzieję, odpukać w niemalowane i splunąć przez lewe ramię) zażegnaną awarię ciepłej wody i posprzątane na błysk. Dzieciaki jeszcze śpią. Oddajemy cumy i wyruszamy w nieznane. Między wyspami jachtostrada. Tylko czemu wszyscy płyną na wschód? A tylko my w drugą stronę? „Kierunek – wschód! Tam musi być jakaś cywilizacja” – przypomina nam się Seksmisja. Po chwili do nas dociera: jest niedziela po 1100 ich czasu, wracają do miasta, bo jutro do pracy, a przed nimi po 20 mil. Akurat zdążą na późny obiad. Ci co płyną bliżej nas, machają, wołają dzieci spod pokładu i pokazują sobie nasza banderę. Chyba jesteśmy dość egzotycznym zjawiskiem z naszą biało – czerwoną na rufie.
Pogoda trochę się kiepści. Troszkę kropi, czasem pada, ale warunki wiatrowe dobre, i pozwalają nam płynąć w miarę obranym kierunku. Po 29 milach trafiamy na Björkö. Maksymalne zanurzenie jakie można mieć przy przejściu do zatoki to 1,8m. Przydaje się nasz podnoszony kil. Pierwszy raz cumujemy na kotwicy i do skał. Od ludzi z jachtu obok dowiadujemy się, że za postój nie trzeba płacić, ale dobrze jest odwiedzić kafejkę właścicieli. Podejmujemy wyprawę. Idziemy brzegiem zatoki po skałach. Tymek nadaje tempo. Po chwili orientujemy się, że zboczył z głównej ścieżki. Chcąc trafić do celu idziemy na przełaj polany, na której spotykamy krowy, które bardzo nie lubią być głaskane. Dają nam to mocno do zrozumienia. Docieramy do celu. Wita nas dwoje miłych, młodych gospodarzy. Zamawiamy kawę, ciasto, domową lemoniadę i lody dla dzieci. W trakcie miłej rozmowy dowiadujemy się, że wyspa w większej części jest prywatna, a w pozostałej jest Parkiem Narodowym. Mieszkają na niej tylko we dwoje. Mają swoje kury, krowy, owce i konie.
Jakiś czas temu zamieszkali tutaj, wyremontowali stare domostwo i znaleźli swój sposób na życie. Proszą tylko, by nie kąpać się w jeziorze z mydłem i szamponem, bo proces wymiany wody w nim trwa aż 15 lat. Opowiadają o tym, że prąd mają tylko z solarów na wzgórzu, że zimą dzień trwa 3-4 godziny, a potem jest bardzo ciemno, bo nie ma tu świateł wielkich miast. Czas mija nam niezwykle sympatycznie. Wpisujemy się do pamiątkowej księgi. Idziemy jeszcze na szczyt wyspy podziwiać widoki. Wracamy już dobrą ścieżką oznaczoną czerwonymi wstążeczkami. Krowy tym razem na nas nie szarżują i patrzą z daleka. Dzieciaki dziś decydują się na kąpiel w morzu. Rano deklarują moczenie w jeziorze.
Wieczorem idziemy podziwiać zachód słońca nad jeziorem i morzem jednocześnie. Poznajemy rodzinę miłych Finów, którzy dzielą się z nami informacjami o swoich ulubionych miejscach. Wypijamy razem piwo na skałach, gadamy, wymieniamy kontakty. Jutro kolejny dzień przygody. ⛵
img 1

img 2

img 3

img 4

img 5

img 6

img 7

img 8

img 9

img 10

img 11